Ciało między dwojgiem dzielone
Ile sekretów może skrywać jedno, niewielkie, miasteczko w stanie Nebraska, którego życie toczy się z pozoru leniwie, w spokojnej, sielankowej atmosferze, o której tak często marzą mieszkańcy wielkich miast? Czy w takim miasteczku możliwe jest utrzymanie tajemnicy tak wielkiej, że jej przedstawienie momentalnie wywołałaby skandal wśród lokalnej społeczności, a może i dalej? Michael Lander w swoim pełnometrażowym debiucie filmowym z 2010r, w tytule noszącego nazwę wspomnianego miasteczka, przedstawia nam postać Johna Skillpy, jednego z mieszkańców Peacock. Mężczyzna w średnim wieku, urzędnik bankowy, rzetelnie wykonujący swoją pracę. Cichy, nie prowadzi życia towarzyskiego, nie roztrwania zarobionych pieniędzy, z nikim się nie spotyka. Praca, zakupy w sklepie i dom. Postrzegany przez wszystkich jak nikomu niezawadzający cień.Jednak tą prostą harmonię zaburza jeden, całkiem spory wypadek, kiedy to pociąg wjeżdża na posesję John'ego, akurat w momencie kiedy mężczyzna nie ma w sobie nic z oblicza, tak znanego reszcie sąsiadom. Z peruką na głowie, w kobiecych ubraniach, jako domowa gospodyni udaje mu się cało wyjść z tej tragedii, jednak to inne "ja" bohatera szybko zostaje zauważone przez zbiór gapiów, którzy nie widząc w tej uroczej postaci introwertycznego urzędnika, biorą ją za jego żonę. Ten aspekt filmu, w którym tak wiele ludzi z łatwością przyjmuje do siebie to jedno założenie wydał mi się bardzo absurdalny w całej tej, logicznie prowadzonej fabule. Dziwiło mnie, że nawet jedna osoba nie próbuje dociekać się innego wyjaśnienia, nie zastawiając się, czemu wcześniej jej nie widziano, albo dlaczego nie widuje się ich razem? Jednak, by nie psuć sobie przyjemności z oglądania nałożyłam to na barki tego, że w chwili zaskoczenia, tłum zwykł przyjmować jedną, rzuconą przez kogoś opinię, nie próbując wnikać w nią głębiej, aż w końcu i tak o niej zapomina i wraca do normalnego życia. I rzeczywiście wszyscy wrócili do swojej codzienności, poza naszym głównym bohaterem, którego życie przewróciło się nagle do góry nogami.
Wraz z wypadkiem odkryto Emmę, chowaną przed światem, drugą osobowość Johna, z którą zwykł pisać liściki, w którą zamieniał się po powrocie do domu i tuż przed snem, wracał z powrotem do swojej pierwszej postaci. Jego alter ego, które po rozmowie z rzeczniczką prawa kobiet Fanny Crill, zagraną przez Susan Sarandon, zaczyna uwalniać się z pudełka, w którym w sposób przenośny i dosłowny zamknął ją John. Wychodzi silna osobowość, która nagle zaczyna marzyć o czymś innym, niż o siedzeniu w domu, praniu, gotowaniu i sprzątaniu. Dominująca kobieta, która swoimi decyzjami zaczyna psuć uporządkowane życie John'ego, mieszając go w sprawy, które go przerażają i wcale nie chce się w nie zaangażować. Mamy przed sobą półtoragodzinny obraz wewnętrznej walki osoby psychicznie chorej, którą w genialny sposób wykreował Cillian Murphy.
Postać Skillpy nie wydaje się prosta do odegrania, zważając na fakt jego podwójnego ego, które tak bardzo różni się między sobą. Należało zachować delikatną kobiecość Emmy, przeplatając ją z autystyczną naturą Johna. Murphy podołał swojemu zadaniu, przekonując nas do autentyczności swojej postaci, a nawet wychodząc poza nią. W tak trudnej roli, posługując się przede wszystkim gestami, ruchem ciała i jakże ekspresyjną mimiką twarzy stworzył bohatera, którego nie da się nie zapamiętać. Przedobrzył swoją postać, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa, tak jakby wszedł w nią całym sobą i połączył swój codzienny obraz życia z brawurowym aktorstwem, w całości tworząc skomplikowany rys psychologiczny bohatera. Jestem urzeczona jego talentem, który odbija się tutaj nawet bardziej, niż w znanej pozycji Śniadanie na Plutonie, gdyż zagranie postaci tak skomplikowanej, w tak mistrzowski sposób jest wręcz warty Oscara . Najbardziej oddaje to jedna z końcowych scen, w którym to jedna z jego osobowości podszywa się pod drugą, robiąc to w sposób zauważalny tylko dla uważnego widza. Ale, by właściwie zrozumieć i odebrać Peacock trzeba być właśnie takim spostrzegawczym obserwatorem.
Nie można oglądać tego filmu, robiąc parę rzeczy naraz, trzeba być skupionym, bo może nam uciec coś istotnego, a my sami pogubimy się w tej pozornie mało skomplikowanej opowieści, która opowiada przecież historię tylko jednego bohatera. Jednak dotyka ona większego problemu, jakim jest życie osoby chorej psychicznie, zaszczutej własną psychiką i tego jak jej problem odbija się na osobach jej bliskich, lub jakoś z nią powiązanych. Istotnym pytaniem jest jeszcze, w jakim stopniu traumatyczne przeżycia przeszłości mogą odbić się na późniejszej psychice człowieka i, czy w ogóle możliwe jest poradzenie sobie z traumą? Film jest bardzo intrygujący, pozostawiający po sobie wiele przemyśleń na wcześniejsze pytania, i próbujący jakoś skonfrontować publiczność z tym często unikanym tematem. My, poświęceni swojemu życiu i swoim codziennym problemom, nie bardzo zdajemy sobie sprawę, a może też nie bardzo chcemy zdawać sobie sprawę z wewnętrznych pułapek i demonów żyjących w osobach takich jak John Skillpa. Film ma mocne zakończenie, pozostawiające jednak wiele nieścisłości i niedopowiedzeń, dając widzowi możliwość własnego dokończenia historii, a także prowokując dyskusję na jego temat. Peacock to film ciężki, w głębokim znaczeniu tego słowa. Potrafi zmęczyć, potrafi zniesmaczyć, ale głęboko zapada w pamięci. Ten obraz potęguje jeszcze niepokojąca muzyka, która towarzyszy nam już od samego początku trwania seansu, oraz smutne, jakby pozbawione kolorów zdjęcia, które nawet na tle natury wyglądają posępnie. Osoby szukające niebanalnego, trudnego kina psychologicznego, nie powinny czuć się zawiedzione.