Hej Wam, dzisiaj na blogu zamieszczam moją pracę, którą napisałam rok temu na forum pbf-rpg i, która miała być baśnią, opowiadaną dzieciom. :)
Istniał kiedyś świat, gdzie wszystkie żyjące w nim istoty: smoki, elfy, krasnale, gryfy, chochliki i wszelkie inne niezwykłe i zwykłe stworzenia żyły ze sobą w zgodzie i harmonii. I choć drapieżniki zjadały mniejsze drapieżniki, a z kolei te stworzenia jeszcze łagodniejsze, nie zakłócało to wewnętrznej harmonii świata. Taki był bowiem krąg życia I każdy to rozumiał i szanował. Nad tą krainą bowiem panował bardzo mądry i szlachetny osobnik, który łagodził każdy spór i pilnował, by trwające w krainie Dobro nie przemijało. Lecz choć wszyscy władcy żyją długo, to ich panowanie nigdy nie jest wieczne. Tak było też z mądrym przywódcą tej krainy, który po tysiącach księżycy swojego panowania w końcu odszedł z tego świata, by razem z innymi wspaniałymi władcami przewodzić w Krainie Błąkających Się Dusz, znanych nam jako Kraina Wiecznych Łowów. Uważni mogli go też czasem zobaczyć na nocnym niebie, jako jedną z niezliczonych do tej pory gwiazd. Kiedy On odszedł, życie krainy gdzie nie znano Zła zostało zburzone.
Ich Pan nie zostawił dziedzica, a żaden z żyjących nie miał odwagi, by podjął się tak trudnego zadania jak przewodzenie temu sielankowemu Światu. Istniało bowiem ryzyko złamania tej pieczołowicie tworzonej harmonii. Lecz jednak bez władcy zostałaby ona zniszczona na pewno. Coś więc zrobić było trzeba. Pytanie tylko co? Jakby w odpowiedzi na to pytanie, znikąd, z innego może świata, królestwa? pojawił się Ktoś. Ktoś kto wszystkim wydawał się idealnym zastępcą ich ukochanego władcy. Sam bowiem przybył do ich Królestwa i sam ogłosił się Panem tutejszym ziem. Nikt nie protestował. Nikt też nie pytał skąd przybył. Niektórzy uważali, że ktoś po niego posłał, a inni, że to sami Bogowie go tu zesłali jako odpowiedź na ich problemy. W każdym razie przyjęto go bez zarzutów, z czcią. Był bowiem młody, piękny i okryty peleryną autorytetu. Lecz wśród tych zacnych cnót pojawił się jeden problem. Był kompletnym przeciwieństwem poprzedniego władcy. Jednak kiedy zaczynał swoją władzę, nie było nikogo kto by to zauważył. I choć starcy zapierali się po latach, że wiedzieli o wszystkim od początku, na tamtą chwilę pozostawali cicho. Zaczęło się od tego, że zburzył ich system dnia i nocy. Nikt nie wiedział dlaczego nocni markowie musieli być aktywni za dnia, a ci co wieczorami odpoczywali, za dnia musieli spać. Choć były to zasady nieracjonalne, chore i dziwne nikt się im nie sprzeciwił. Ich poprzedni król nauczył ich bowiem posłuszeństwa wobec Przywódcy I Bogów. Nowy natomiast rozkręcał się coraz bardziej. Po tym dziwnym wybuchu, poczuł się luźniej. Wprowadzał nowe zasady, nowe nakazy i zakazy. Wciąż nie było odzewu sprzeciwu od jego poddanych. Władca widział w tym przyzwolenie z ich strony i choć wcześniej, by się do tego nie dopuścił, zaczął wprowadzać kary za nieposłuszeństwo. Wiadomym mi tylko, że nie były one przyjemne. Podobno kiedy wpadał w szał, był gotów okaleczyć swojego “winowajcę”, lecz szczegółów jego drastycznych metod opowiadać nie będę. Wszyscy bali się mu sprzeciwić. A raczej nikt ich nie okazywał. W sercach ludności kryło się bowiem rozgoryczenie i żal. Wiedzieli, że to co robi ich Przywódca było niesłuszne. Nie mieli jednak odwagi się sprzeciwić. To tak jakby sprzeciwili się poprzedniemu władcy, którego kochali całymi sercami, dużymi i małymi. A przyjemniej tak to pojmowali, bo choć dusze mieli w miarę szlachetne nie każdy odznaczał się bystrym rozumem. W Krainie gdzie znane było tylko Dobro, coraz bardziej zaczęto poznawać Zło. Zło, które płynęło nie tylko od strony władcy, ale i od nich samych. Z poddanymi jest bowiem tak, że chcąc nie chcąc zaczynają upodobniać się do swojego władcy. Gdy ich poprzedni Przywódca był kochający i dobry, oni też tacy byli. A kiedy ich przywódca był czystym złem, w nich samych zaczynała drżeć struna nieczystości. Drapieżniki coraz częściej łapały się na tym, że zabijają dla przyjemności, nie z głodu. Natomiast stworzenia łagodne przestały być już takie delikatne. Zaczęły się między nimi rodzić kłótnie i coraz częściej dochodziło do bójek. Stworzenia zaczynały był dla siebie złośliwe i niepomocne. Tak inne, niż dawniej. Egoizm był na porządku dziennym. Zaczynano patrzeć tylko na swoje potrzeby i pragnienia. Bliźni przestał być kimś ważnym. Zasada, którą wpoił im poprzedni władca zanikała. Choć działo się to powoli, to jednak, mimo wszystko świat dążył do autodestrukcji. Krainę opętał chaos, a stworzenia ją zamieszkujące coraz bardziej przestawały się tym przejmować. Nie wspominali już dawnego przywódcy, ten obecny zaczynał im odpowiadać, byli do niego podobni. Za jego komendą niszczyli i byli niszczeni. Nie było nikogo kto mógł zapobiec nieuniknionemu.
Bajki jednak nie mogą kończyć się źle, i ta także się tak nie skończy. Choć nie było już nadziei dla krainy, to zdarzyło się jednak coś co sprawiło, że panowanie nowego władcy ustało. Wśród smoków urodził się niezwykły samczyk. Choć był wychowywany w czasach, gdzie zapomniano czym jest Dobro, w erze Zła, to jednak z wiekiem nie zatracił swojej wewnętrznej umiejętności odróżniania Dobra od Zła. Wręcz przeciwnie. Nauczył się je rozróżniać jeszcze bardziej. Wiedział, że panowanie obecnego władcy jest Złe i, że należy to zmienić. Nikt jednak się do tego nie kwapił. Więc cała nadzieja pozostawała w nim. Nie bał się tego co musiał zrobić. Wiedział, że to jedyne słuszne rozwiązanie. I tak pełen spokoju ruszył do siedziby władcy. Nie towarzyszył mu nikt z żyjących, jedynie widmo poprzedniego władcy, a także duchy Bogów pomagały mu w tym przedsięwzięciu. Samiec, który za sprawą Bogów obdarzony został niezwykłą siłą pojmał niegodziwego władcę I wyprowadził go na osąd publiczności. I choć mieszkańcy tego świata zatracili swoje dobro, kiedy pokazano im oskarżonego, wszyscy przypomnieli sobie swoją tragiczną przeszłość i oskarżyli władcę. Chcieli najstraszniejszych tortur dla zdrajcy. Samczyk, który jednak znał prawdę przypomniał im, że nie tylko on jest winny, to oni sami poddali się jego manii, dali się oplatać Złu, dali urosnąć mu w sercu. Oni także ponosili winę. Przemowa młodego smoka była naprawdę poruszająca, mieszkańcy zrozumieli swój błąd, poczuli ciężar swojej winy. Karę dla zdrajcy złagodzono, miała nią być bezbolesna śmierć, a wyrok wykonał, ów sprawiedliwy Wybawiciel. Jednak kiedy to robił jego dusza połączyła się z duszą poprzedniego władcy, co potwierdzało, że wyrok był sprawiedliwy. Samczyk mimo swojego bohaterstwa, nie chciał zostać Przywódcą. Wolał przewodzić ludowi, ale jako Łącznik ze światem duchów, inaczej Prorok. Wybrano więc kogoś innego na to zaszczytne miejsce. Tym razem jednak wyborowi przywódcy towarzyszyła wielka staranność. Nie mógł to być byle kto, bo od niego zależały teraz losy tego świata. Towarzyszyła temu ceremonia z udziałem Łącznika. Nowy Przywódca wiedział, że szkody popełnione przez poprzedniego władcę są ogromne i nigdy nie wrócą do dawnej, świetności. Był jednak przywódcą. Patrzył więc ku Dobremu.