czwartek, 13 lipca 2017

Opowiadanie Tajemnica Miłości

Hej, dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam moje opowiadanie, mocno w klimacie świątecznym (i religijnym), które napisałam jakiś czas temu i, o którym niektórzy z moich nielicznych czytelników już słyszało. ;) Opowiadanie zajęło I miejsce w ogólnopolskim konkursie "W poszukiwaniu fantastyki katolickiej", organizowanym przez Wyższe Seminarium Chrystusowe w Poznaniu "Chrystusowcy". Moją dumę jeszcze bardziej pokrzepił fakt, że w jury zasiadał Andrzej Pilipiuk i naprawdę się cieszę ze swojego osiągnięcia. Zapraszam do lektury. :)


Tajemnica Miłości
Leżała wygodnie ułożona przy, dającym całkiem sporo ciepła, dogasającym ognisku. Właściwie to powinna teraz wstać i dmuchnąć w nie, aby żar całkowicie nie zniknął, ale było jej zbyt przyjemnie, by to zrobić. Zawołała więc swojego wnuka, który w przeciwieństwie do niej, miał do ogniska daleko, jednak  z radością podszedł i wykonał prośbę najstarszej w stadzie smoczycy. Iskra, podobnie jak inni przebywający teraz na głównym placu zebrań, należeli do bardzo starej rasy, która powstała jeszcze przed stworzeniem Ziemi. Nie byli jednak najstarsi. Podobnie jak wszystkie inne istoty zamieszkujące przeróżne światy, smoki zostały stworzone przez Światło. To ono powołało do życia pierwsze z nich i za każdym razem, kiedy kolejne smocze pisklę wykluwa się z jajka, Światło wdmuchuje w nie swoją cząsteczkę i tworzy coś pięknego życie. Nowa, odrębna, niepowtarzalna smocza jednostka żyje potem przez tysiące księżycy, aż w końcu starzeje się i umiera. Smoki, jako że były istotami, które swoją inteligencją przewyższały nie tylko ludzi, ale nawet elfy i jednorożce, miały tą wiedzę zapewnioną wraz z przyjściem na świat, w którym żyły. A był to świat piękny, choć nie idealny. Krajobrazem przypominał nieco Ziemię, ale poza lasami, górami, łąkami, rzekami i morzem nic więcej tutaj nie było. Nie było bowiem potrzeby, aby w tej krainie tworzyć budynki, ulice czy mosty. Istoty tu żyjące miały zapewnione wszystko, co było im niezbędne do przeżycia. Żyły tu także, wspomniane wcześniej elfy i jednorożce, a także krasnoludy, centaury i inne magiczne stworzenia, w które obecnie żaden człowiek nie wierzy.

 Nad tym dumała właśnie Iskra, wpatrzona w buchające na nowo płomienie, które swoim oddechem wzniecił jej wnuk. Myślała o przeszłości swojej rasy i o swojej krainie. Nie uporządkowywała sobie niczego, bo to co wiedziała miała już dokładnie poukładane w głowie, ale ostatnio często miewała takie momenty, gdzie leżąc spokojnie, chciała sobie porozmyślać na temat ważnych, życiowych kwestii. Może te przyjemne, ale jednak nieco natrętne myśli były spowodowane zbliżającym się Bożym Narodzeniem? A raczej świadomością, że to już jej ostatnie Święta. Smoki rodzą się bowiem nie tylko wiedząc, skąd się wzięło życie, znają też datę swojej śmierci. A chociaż Iskra nie miała umrzeć jutro, czy nawet za sześćdziesiąt księżycy, wiedziała, że są to jej ostatnie Święta. Chciała więc żeby był one najpiękniejsze ze wszystkich. A żeby tak było, musiała opowiedzieć świąteczną historię na nowo. I tym razem od początku do końca. Dźwignęła wiec swoje ciężkie, łuskowate ciało z ziemi i żałując, że odchodzi od ognia, powolnymi, leniwymi krokami podeszła do młodych piskląt, bawiących się daleko od ogniska.

-Chodźcie ze mną. - Nakazała i z radością ruszyła w stronę ogniska, nie tego samego, przy którym się grzała, ale największego, będącego na środku placu.  Dzieci na te słowa pognały jak na rozkaz. Słyszały bowiem od starszych, że Babcia Iskra, co każde Boże Narodzenie, które przychodzi dwa ksieżyce po nadejściu pierwszego śniegu, zbiera młode smoki i opowiada im świąteczną historie. Starsze smoki mówiły, że ta historia wiele zmieniła w ich sposobie postrzegania świata, że dowiedziały się czegoś nowego. Smoki był istotami, które kochały zdobywanie wiedzy, a te najmłodsze były jej szczególnie żądne. Dlatego też, to właśnie pisklęta i niektórzy adepci najbardziej nie mogli doczekać się Świąt. Wiązały się one bowiem z tym, że dowiedzą się czegoś nowego. Oczywiście te starsze również uwielbiały to święto i nie tylko ze względu na pyszne jadło, pięknie pachnące kadziła i urocze ozdoby z iglastych gałązek i szyszek czy możliwość spotkania dawno niewidzianych znajomych, oraz wielu przygotowanych gier i zabaw, ale też ze względu na niezwykle, podniosłą atmosferę, która unosiła się w powietrzu. Na moment znikały waśnie i konflikty, a każdy był sobie jeśli nie przyjacielem, to chociaż nie wrogiem. To było niesamowite Święto, rzadkie i czarodziejskie. Jego magię umacniał fakt, że było ono obchodzone na pamiątkę niezwykłego wydarzenia.

 Wokół Iskry tym razem zebrał się  cały tłum. Podeszły bowiem wszystkie zebrane smoki, gdyż stara, choć dalej majestatyczna samica, o niebywałych kryształowych ślepiach i pięknym kobaltowym kolorze, zakomunikowała:

-  To moje ostatnie Święta z Wami.

Na te słowa nastąpiło lekkie poruszenie, słychać było niedowierzające i lekko przerażone głosy. Przez podchodzące co chwila, kolejne smoki, robiło się ciaśniej. Iskrę wzruszyło to przejęcie, ale dalej mówiła twardo.

-  Dlatego chciałabym, aby to Boże Narodzenie było wyjątkowe. Moja świąteczna historia będzie dzisiaj opowiedziana od początku do końca. Opowiem tak jak było, jak to pamiętam. Pragnę, by na kolejne Święta ktoś z Was przejął moją rolę i opowiedział tą historię nowemu pokoleniu, bez upraszczania, bez pomijania. Czy jest ktoś, kto podjąłby się takiej odpowiedzialności? - spytała, rozglądając się zmrużonymi ślepiami po zgromadzonych.

Ja to zrobię, babciu Iskro. - powiedziała dosyć młoda adeptka, którą Iskra znała. Była to Kropla, córka wodza, która szkoliła się na uzdrowicielkę. Miała śliczne, szmaragdowe łuski i pierzaste skrzydła. Iskra popatrzyła w jej gadzie ślepia, które zaprzeczały jej młodości i mówiły o wielkiej dojrzałości. Kropla jeszcze nigdy nie słuchała jej opowieści, ponieważ były to jej pierwsze Święta, ale Iskra właśnie pod spojrzeniem tych

-  mądrych ślepi, widziała, że jej nie oszuka i opowie młodym smokom, które jeszcze się nie wykluły, historię. Skinęła jej łbem z aprobatą. Tamta odpowiedziała tym samym.

-  Dobrze. Skoro ustaliliśmy już tą ważną dla mnie kwestię, proszę Was żebyście usiedli. Opowieść jest długa i zajmująca. Ja również się położę, gdyż moje ciało nie jest już tak sprawne jak kiedyś. - powiedziała, kładąc się na ciepłym i suchym podłożu, które ogrzało światło ognia. Z zadowoleniem zauważyła, że prawie każdy smok poszedł za jej przykładem. Nie chciała, by podczas opowieści stali na baczność i zamiast skupiać się na sensie tego co mówi, myśleli o własnej niewygodzie.

-  Było to dawno temu... - zaczęła opowieść, a słowa płynęły z jej ust z lekkością. Myślami bowiem przeniosła się daleko w przeszłość, kiedy była młodą smoczycą, szkolącą się na wojowniczkę swojego stada, by móc je chronić przed szkodnikami, takimi jak gobliny i trolle, oraz przed innymi przeróżnymi potworami, które w dawnych czasach dosyć często przechodziły przez granicę terytorium, siejąc zamęt i chaos. Były to dwa księżyce po spadnięciu pierwszego śniegu, wczesny wieczór, na zewnątrz panował mróz. Padało. Normalnie rzecz biorąc, każdy smok w taką brzydką pogodę siedziałby spokojnie w swojej grocie, zajmując się przeglądaniem zapasów, lub graniem w gry. I tak też właśnie robiły wszystkie smoki stada, poza dwoma.

 Iskra kończyła właśnie ćwiczenie uników na wypadek zaatakowania czarną magią, kiedy oceniający jej postępy mistrz i przyjaciel o pięknym imieniu Płomień, kazał jej spojrzeć w niebo. Spojrzała zziajana w wieczorne niebo, mrużąc kryształowe ślepia i zauważyła to co jej przyjaciel.

Piękne. - wyszeptała. Malutka plamka złotego światła błyskała na ciemnym niebie, przesuwając się powoli w jedną stronę. Poczuła ogromne zaciekawienie i zapragnęła zbadać to zjawisko. Płomień również sprawiał wrażenie zafascynowanego. Decyzja więc, by mimo okropnej pogody wzlecieć w powietrze i pognać za światełkiem  była podjęta wspólnie. Rozłożyli swoje skórzaste skrzydła i dwoma, gwałtownymi machnięciami wzbili się w powietrze. Mocno uderzali skrzydłami, by wznosić się coraz wyżej i dalej, lecieć w stronę dziwnego punkciku. Ich oddechy były coraz płytsze, bardziej urywane. Ciała mieli napięte, nogi podkurczone. Lecieli w zimnie. Z dołu wyglądali jak dwa wielkie, niewyraźne cienie, niebieski i czerwony, które posuwały się za migoczącą plamką. Chociaż latanie przy takiej pogodzie było niezbyt przyjemne, wytrzymywali to, gdyż byli zbyt ciekawi, by się teraz poddać. Im wyżej się wznosili tym migocząca plama nabierała wyraźniejszych kształtów. Była to przestrzenna, pięcioramienna, złota figura, nazywana gwiazdą. A trzymała ją piękna istota, również złota. O złotych włosach, szacie i skrzydłach. Obecność Anioła w krainie smoków i innych magicznych stworzeń, wstrząsnęła Iskrą i Płomieniem. Zebrali w sobie wszystkie siły, by przyspieszyć pracę skrzydeł i zrównać swój lot z lotem Złotego Anioła.

-Zatrzymaj się! Gdzie lecisz?! Co tutaj robisz?! - wołali w nie swojej mowie, a w języku uniwersalnym, znanym wszystkim istotom, poza ludziom, którzy o nim zapomnieli. Anioł odwrócił w ich stronę, swoje piękne lico.

-  Lecę roznosić wieść, po wszystkich światach, że na Ziemi rodzi się Bóg. - powiedział głosem, podobnym do śpiewu ptaków.

Ta wiadomość wytrąciła smoki z równowagi. Na Ziemi rodzi się Bóg. Bóg to inna, ziemska nazwa na Światło. A przecież Światło nie ma ciała, nie może go mieć. Światło to czysta energia, dobro i miłość sama w sobie. Ten anioł jest szalony, pomyśleli obydwoje zgodnie. Jednak mimo tego nie przerwali swej podróży i dalej, kierując się ciekawością, lecieli za aniołem.  Mimo watpliwości, gdzieś w głębi serca uwierzyli, że anioł jednak nie jest obłąkany, że to prawda. Każde z nich bowiem chciało ujrzeć Światło w namacalnej formie, zobaczyć Boga.

Od wysiłku fizycznego zaczęło ich boleć ciało, a zimno I zmęczenie kazało im zawrócić, ale razem z aniołem przelecieli przez Barierę. Czasami się zdarza, że smoki, elfy, lub inne magiczne stwory tego świata odwiedzają Ziemię. Stąd też wzięły się właśnie wszystkie te nieprawdopodobne legendy o mistycznych istotach. ¯Żeby przenieść się do innego świata, należało przelecieć przez Barierę. Zabierało to jednak sporo energii i nie było to najprzyjemniejszym doznaniem. Przynajmniej nie dla smoków, bo nie wiadomo jak sprawa się miała z chociażby aniołami. Złotowłosy nie wydawał się doświadczać skutków jakie niosło ze sobą przeniknięcie przez Barierę. Iskra i Płomień już tak. Wiedzieli  czym to przypłacą, ale pragnienie zobaczenia Boga, nawet jeśli nie miała być to prawda, było zbyt wielkie i świadomie, więc zgodzili się na okropny ból całego ciała, dużo gorszy niż od mozolnej  i ciężkiej pracy skrzydłami.

Kiedy znaleźli się już w ludzkim świecie, śnieg przestał padać, jednak powietrze było wilgotne, jakby niedawno padał deszcz. Było też cieplej, choć dalej zimno. Niebo było bardziej szarawe, a rozświetlała je jedynie Gwiazda. Podobnie jak w smoczym świecie, tutaj także panował wieczór. Lecieli dalej. Pod sobą mieli  widok na krainę, o pagórkowatym terenie, gdzie pełno było ogrodów, winnic, pól uprawnych i wzgórz. Jednak choć porą letnią te wszystkie miejsca musiały być piękne, teraz wydawały się płowe, jałowe i pustynne. Sady cytrusowe i gaje nie cieszyły oka tak jak powinny, ale za to liczne lasy, różnego rodzaju budynki i proste groty mieszkalne, czy stajenne mówiły o tym, że to miejsce jednak żyje. Gdzieniegdzie widać było przechodzącą plamkę, która pewnie była człowiekiem, ale więszość mieszkańców Betlejem siedziała w swych domach, odpoczywając po ciężkim dniu pracy. Iskra była podniecona. Nie tylko tym, że zaraz dowiedzą sie prawdy o tym, czy Bóg rzeczywiście się narodził. Cieszyła ją Ziemia. To miejsce było tak inne od tego, które znała. Smoki korzystały z tego co już dostały, nie próbując tworzyć nic nowego. Powielali to co już wiedzieli, co mieli. Każda nowość wchodziła w życie powoli. Ludzie, chociaż była to tak młoda rasa wykorzystywała dary swojej krainy, by się rozwijać i tworzyć coraz to nowsze wynalazki.

Lecąc nad grudniowym miasteczkiem państwa Palestyny zrozumiała jak odrębne są ich byty, i chociaż nie uważała, że jeden z nich jest gorszy lub lepszy, z podziwem przyglądała się ludziom, których czas życia płynął dużo szybciej, niż smokom i był tak inny. Ludzie tworzyli, próbowali, wybierali. To było piękne.  Jeżeli Bóg naprawdę miał zamiar się narodzić, jeśli nie miał to być wymysł szalonego anioła, wiedziała dlaczego wybrał właśnie ten świat, a nie inny na miejsce swojego życia. Wzruszyła się i na moment zapomniała o bólu wgryzającym się w jej ciało. Zastanawiała się, o czym myśli Płomień. Nie zapytała jednak. W pewnym momencie, Anioł zaczął obniżać swój lot i na chwilę zawisł w powietrzu. Smoki zrobiły to samo.

-  Żegnam się już z Wami, dzieci Ognia. Lecę nosić radosną wieść do innych istot tego świata i nie tylko. Jesteście pierwszymi, którzy odwiedzą Dzieciątko. Wejdźcie i przywitajcie Go, a potem odejdźcie, by zrobić miejsce dla innych, przybywających. - powiedział Niosący Gwiazdę, a po wskazaniu im miejsca narodzin Światłości, odleciał. 

Smoków wcale nie zdziwiło to, że zastaną Boga w grocie ze zwierzętami podobnymi do tych na  które często polowały. Nie zdziwiła ich ta skromność, gdyż nie miały żadnego wyobrażenia na temat tego, jaki będzie Bóg. Po prostu chciały Go ujrzeć. Do groty, miejsca narodzin Jezusa weszli razem, oboje. W grocie, poza Nim było jeszcze dwoje ludzi. Kobieta i mężczyzna. Ona leżała na prowizorycznym posłaniu z siana, a On czule gładził ją po ciemnych, długich włosach. On również miał długie, ciemne włosy, brodę i proste odzienie. Parę otaczały  zwierzęta: osiołki, baranki i jeden wół. W kątach groty stali aniołowie. Piękni, milczący. O kręconych lokach i strojnych szatach w kolorze srebra. A na środku małej izdebki był On.

Leżał w prosto zrobionym, drewnianym łóżeczku, w sianku, okryty jakąś szmatką. Był cały różowy, o dużych niebieskich oczach, malutkich rączkach z doskonałymi paznokietkami. Wszystko w nim było takie idealne - nosek, usteczka i uszy. Wszystko. Tak przynajmniej uważała Iskra, która podchodząc do kołyski poczuła jak głębokie łzy wzruszenia spływają jej po polikach.  Nie miała wątpliwości. To był Bóg. Spojrzała na niego raz i wiedziała to na pewno. Zniknął z niej cały ból, a serce wypełniła lekkość. Nie myślała o tym jak to możliwe, po prostu przyjęła to wieść i się nią radowała. Nie przyniosła mu darów. I gdyby mogła odczuwać w tamtej chwili jakąś negatywną emocję, na pewno byłby to wstyd. Sama otrzymała bowiem dar tak wielki, że nie była w stanie go przyjąć. Otrzymała Miłość. Obcowała z jej pełną, czystą formą, nieskażoną niczym. Czuła jak ta miłość wypełnia całe pomieszczenie, a jej centrum jest to Dziecko. Gdyby podeszła jeszcze bliżej, pewnie by się nią zachłysnęła. Wahała się więc długo, bojąc się, że więcej nie zdoła już pomieścić. Ale zaryzykowała i podeszła, chciała popatrzeć mu w oczy, chciała go dotknąć, chociaż się bała. Kątem ślepia zauważyła, że Płomień wycofał się do tyłu, ale I jego ślepia były mokre. Podeszła do Jezusa, pochyliła nad nim głowę, a on wyciągnął rączkę i tym idealnym paluszkiem złapał jedną ze spływających łez. Nie  czuła się nigdy lepsza z tego powodu, że miała taką możliwość kontaktu z Bogiem. Zrozumiała bowiem, w tamtym jednym momencie, jedną z Tajemnic jaką chciała przekazać następnym pokoleniom. Każda istota jest otwarta na Miłość w pełni, może ją poczuć i wypełnić się nią całkowicie. Nie ma limitów. Jeśli tylko się tego pragnie można obcować z Miłością, jaką daje Światło. Bez ograniczeń. 

Później oboje odeszli, zostawiając miejsce dla innych odwiedzających. Ciekawiło ich, czy i oni poczują i doświadczą to, czego oni sami doznali. W drodze powrotnej widzieli jak w stronę groty podąża niewielka grupa skromnie odzianych ludzi. W powietrzu zaś przemieszczały się jednorożce i elfy na swoich wierzchowcach. Był też roki, sylfy, driady, feniksy, dżiny oraz istoty, których Iskra nie umiała nazwać. Przedstawiciele wszystkich światów, po przedostawali się przez bramę, by spotkać się z Bogiem. Byli podnieceni, hałaśliwi, niektórzy sceptyczni. Iskra I Płomień omijali ich z uśmiechem wymalowanym na pyskach. Setki księżycy później, Płomień zaproponował Iskrze, by zacząć celebrować pamięć o tamtym magicznym wydarzeniu, tworząc co każde 2 księżyce po spadnięciu pierwszego śniegu wspaniałą ucztę . Iskrze i innym smokom ten pomysł się spodobał, gdyż smoki lubiły zabawę i każdy powód był dobry do świętowania. Wszyscy bowiem dowiedzieli się, że Iskra I Płomień byli świadkami narodzin Światła, i chociaż żadne z nich same go nie widziało, wierzyło im w ich słowa. Z radością więc przyjęło się nowe święto, nazwane Bożym Narodzeniem. Dzisiejsze Święta były już piątymi obchodami Bożego Narodzenia u smoków, Płomień dożył dwóch pierwszych.

 Na tym Iskra zakończyła swoją ostatnią, wigilijną opowieść.

Opowiedziała ją w pełni, po kolei. Nie pomijała żadnego ze swoich odczuć. Po raz pierwszy podzieliła się całą Tajemnicą, a nie jej urywkami. Smoki po wysłuchaniu Iskry miały łzy w oczach, podobnie jak ona wtedy. Zastanawiała się, które z nich da radę wykorzystać wiedzę, którą im przekazała i w pełni skorzystać z daru miłości. Po tym co widziała w oczach niektórych z nich, poczuła, że niektórzy spróbują już wkrótce. Odeszła na bok, by zwilżyć zmęczone gardło specjalną, świąteczną herbatą z suszonych owoców i ziół. Kiedy piła, podeszła do niej Kropla. Odwróciła się w jej stronę. Obie mierzyły się krótką chwilę wzrokiem. W końcu Kropla się odezwała.

- Kiedy koledzy powiedzieli mi o tym święcie zastanawiałam się, skąd się wzięło. Jest takie inne od naszych pozostałych świąt, jak czczenie lasów, czy składanie dziękczyń duchom leśnym. Ma taką piękną nazwę. Narodziny Boga. Narodzenie Światłości. Myślałam, że to jakaś symboliczna nazwa i świętujemy otrzymanie daru Życia samego w sobie. - powiedziała, spuszczając na moment wzrok z Iskry na ziemię. Zrozumiała jej historię, ale mimo to ciężar odpowiedzialności, jaki powierzyła jej Iskra nieco ją przytłaczał. Pragnęła rozmowy z tą, która powierzyła jej to zadanie.

-Ależ świętujemy. Boże Narodzenie jest obchodzone na pamiątke tamtego wspaniałego przeżycia, którego świadkiem byłam osobiście, ale na które wewnętrznie może się otworzyć każde z nas. Miłość, która w nas tkwi, Światło które otrzymaliśmy może sie rozrosnąć i nas wypełnić, tak jak  mnie wtedy, gdy zbliżyłam się do Dzieciątka. Żadna Istota jaka istnieje bądź kiedykolwiek istniała, nie jest Światłością samą w sobie, gdyż jest to czysta energia, która otacza cały Wszechświat. Jednak podobnie jak to Dzieciątko jesteśmy w stanie stać się Miłością, jeśli tylko zechcemy się z nią zespolić I ją ugościć w naszej duszy. To dar równie wielki jak dar Życia. - Iskra przekręciła długą szyję na bok, chcąc ją nieco rozmasować. Od długiego leżenia w jednej pozycji, nieco jej zdrętwiała.

-Zgodzę się z Tobą, Babciu Iskro. Odpowiedz mi jednak, czy wiesz co było potem? spytała, już nie spuszczając oczu z

kryształowych ślepi starej smoczycy.

-Nie rozumiem. - odpowiedziała Iskra, siadając zadem na ziemi. Rozmowa chyba będzie dłuższa, niż myślała.

-Czy wiesz jak potoczyły się losy Dzieciątka? Czy próbowałaś się tego dowiedzieć? Kropla zrezygnowała z wygody siadania. Była mniejsza, niż jej rozmówczyni. Teraz, kiedy Iskra usiadła mogła być z nią na równi.

-Nie. Nie próbowałam. - jej głos był jakiś cieńszy, a wymawiane słowa brzmiały obco.

-Dlaczego? - nim Kropla usłyszała odpowiedź, nastąpiła chwila niezręcznego milczenia.

-Bałam się, że jeśli dowiem się prawdy... - odezwałą się Iskra wreszcie. - ...będę żałować. Nie chciałam psuć sobie tego wyjątkowego wspomnienia. Bałam się, że Dzieciątko z czystej Miłości, którą wtedy było, zdobędzie cechy normalnego człowieka, normalnej żywej istoty. Bałam się, że Miłość będzie nie tylko Bogiem, ale też Człowiekiem. Nie chciałam, by On kiedykolwiek czuł gniew, strach czy zwątpienie, nie chciałam  mu się przyglądać, by dowiedzieć się, że moje lęki mogą być prawdziwe.znowu miała łzy w oczach. -Teraz jednak tego żałuję. Chciałabym wiedzieć, że połączył swoją Światłość, która jest w każdym z nas, swoje bycie Miłością z byciem Człowiekiem. To uczyniłoby Go postacią bardziej nam bliską, bardziej znaczącą. Po coś przecież przybył do nas i myślę, że nie tylko by przekazać nam tajemnicę miłości, ale też przybliżeniu światom istnienia Światłości w prostszy do zrozumienia sposób. podczas tej wypowiedzi głos samicy się zmieniał. Raz był cichszy, raz pełen żalu, a raz uniesienia. Kropla lekko się spięła, ale zaraz potem się rozluźniła.

- Wierzę, że jeszcze dowiesz się prawdy o jego ziemskim życiu. Może nawet od niego samego. - zatrzymała sie na moment, jakby niepewna czy zadać kolejne pytanie. - Czy pragniesz z Nim porozmawiać, Babciu Iskro? Czy wierzysz, że kiedyś będzie Ci to dane?

-Tak, wierzę. Myślę, że doświadczę tego już niedługo. A teraz żegnaj już, Kroplo. powiedziała i odeszła w stronę ulubionego

ogniska, pozostawiając młodą smoczycę, która teraz wyzbyta już wątpliwości, poszła cieszyć się magią Świąt Bożego Narodzenia.