Cześć! Dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć choć trochę i zachęcić do obejrzenia jednego z moich ukochanych filmów, który znalazłam całkiem niedawno i to przez przypadek. Zapraszam do zapoznania się z recenzją. :)
Kiedyś ludzie bali się smoków. I z tego strachu, przed ich gniewem, okrucieństwem, decydowali się na to, by składać im ofiary. Podczas przerażającego obrządku oddawali im swoje młode córki w wieku do zamążpójścia, przyzywając smoki mistyczną pieśnią rytualną. To się jednak zmieniło, kiedy pewien mężczyzna, któremu smok porwał ukochaną, wyruszył na wyspę w której ją więziono i zabił okrutnego porywacza. I chociaż na uratowanie dziewczyny było już za późno- dokonał swojej zemsty, a świat zaczął widzieć w nim swojego wybawiciela. Kiedy więc nie było już groźnego smoka, ludzie szybko zapomnieli o swojej krwawej przeszłości, a przerażający obyczaj zamienili w obrządek weselny. Smoków już nie było i ojcowie nie musieli już się bać o losy swoich córek.
Dwa pokolenia później, młoda księżniczka Mirosława, którą bardzo dobrze zagrała Maria Poezhaeva, szykuje się do małżeństwa z wnukiem Pogromcy Smoków- Igorem (Piotr Romanov). Ich wspólne plany zostają jednak pokrzyżowane, kiedy podczas ślubnego obrządku, ludzie chcąc uczcić cześć tego, który wybawił ich od smoczej niewoli, zaczynają śpiewać zapomnianą pieśń rytualną. I ona przyzywa smoka, który porywa przerażoną dziewczynę i zabiera ją na swoją tajemniczą wyspę.
I właśnie od tego momentu zaczyna się niezwykła opowieść o miłości, poświęceniu i samotności. Arman, którego postać w poruszający sposób zagrał Matvey Likov, nie jest smokiem przez cały czas, ma swoją drugą postać, która jest człowiekiem. I będąc człowiekiem boi się swojej drugiej, zwierzęcej strony, która zmienia go w potwora i nie pozwala na szczęście. Nasza bohaterka szybko się w tym orientuje i postanawia mu pomóc, zabierając od niego naturę bestii i ucząc go żyć po ludzku. Jednak czy to rzeczywiście jest możliwe, a może po czasie nasunie się inne rozwiązanie problemu? Dzięki temu układowi oboje zaczynają poznawać się coraz lepiej, a więź między nimi się zacieśnia. Jednak ta więź mimo swojej potęgi, wydaje się jednak łatwa do skruszenia, gdyż miłość od strachu dzieli cienka granica.
Poza przepiękną, baśniową historią, otrzymujemy jeszcze jeden rodzaj magii, który sprawia, że oglądając film tak mocno jesteśmy w stanie przeżywać to, co się dzieje na ekranie. Jest to na długo rozbrzmiewająca w uszach muzyka, na którą składają się przede wszystkim brzmiące po starosłowiańsku ballady. Jest ich kilka i każda z nich przeszywała mnie od środka i wypełniała swoim czarem. Jednak do muzyki dochodzą jeszcze klimatyczne ujęcia, urzekające kostiumy bohaterów i zapierające dech w piersiach plenery Bułgarii i Rosji.
Połączenie tak dobrej oprawy audiowizualnej i historii, która chwyta za serce, nieraz powodując łzy wzruszenia lub śmiech szczęścia, dało nam mieszankę wybuchową. Jest to film obok, którego nie da się przejść obojętnie, który w prawie każdym widzu powinien zostawić trwały ślad. "Zaklęty w smoka" jest bowiem filmem, który nie tylko zapewnia świetną rozrywkę, ale też porusza ważne zagadnienia dotyczące miłości i kochania. Bardzo się cieszę, że udało mi się znaleźć takie małe arcydzieło, które niestety w Polsce jest mało znane, i skłamałabym mówiąc, że nie jest to mój ulubiony film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz