Nerwowo
zaciskała i rozluźniała dłoń, w której trzymała zmięty od
tego gniecenia list. List, który spodziewała się dostać
właściwie już dawno temu. Wyczekiwała go i podobnie jak Tamani
była przygotowana na to, by zmierzyć się z jego treścią. On nie
przychodził jednak długo i w końcu z nadzieją myśleli, że już
nie przyjdzie. Przyszedł. Chociaż jego treść znali od dawna,
czytanie jej drażniło ich serca tak bardzo, że oboje nie mogli
wypowiedzieć żadnego słowa. W intensywnie zielonych oczach swojego
partnera Laurel widziała łzy. Popatrzyła na Lilian bawiącą się
w rogu pokoju swoimi maskotkami, które udawały prawdziwe bajkowe
stworzenia. Jej ukochana córka. Dziecko, które stworzyła razem z
Tamanim. Przypomniała sobie jak razem, codziennie doglądali
kiełkującego nasionka, z którego wyszła ich mała dziewczynka.
Byli wtedy tacy szczęśliwi, ale i jednocześnie przerażeni.
Jeszcze nim Lilian wyszła z kielicha najpiękniejszego kwiatu, jaki
oboje widzieli, byli świadomi tego, że ją stracą.
Ich córka była bowiem wróżką
zimową. Należała do gatunku najpotężniejszych wróżek,
stworzonych do władania Avalonem. To była jej prawdziwa kraina..
Chociaż Laurel i Tamani również należeli do tamtego świata, nie
byli wróżkami zimowymi. I czuli się głęboko związani z światem
ludzi. Po pamiętnej bitwie, jaka miała miejsce wiele lat temu, a w
której śmierć poniosło wielu niewinnych, brali czynny udział,
bitwa ta zakończyła się zwycięstwem Avalonu, zmęczeni, ale i
pełni nadziei na nowe życie, opuścili tamten świat. Powrócili do
miejsca, w którym wychowała się Laurel, chcąc pozostawić Avalon
tylko w swojej pamięci. Zdecydowali się zamieszkać w Irlandii, w
jednej z małych miejscowości, gdzie stale mieli kontakt z naturą.
Laurel zrezygnowała ze studiowania, zamiast tego poświęcając swój
czas i wkładając wysiłek w ich wspólny sklep z leczniczymi,
ziołowymi preparatami. Pomysł na to podrzuciła jej przybrana
matka, która sama zajmowała się naturoterapią. Prowadzili
spokojne życie normalnych ludzi, którymi wróżka wiosenna i
jesienna wcale być nie mogli, tak inne od ich szalonej młodości,
takie jakiego pragnęli. Wymarzone. Kiedy Lilian okazała się wróżką
zimową, wiedzieli że będą musieli się jeszcze raz skonfrontować
z przeszłością i co najgorsze, porzucić swoje ukochane dziecko.
Bo zabiorą im je na pewno, a oni nie mogli się ukryć. Nie pozwolą
bowiem tak potężnej istocie magicznej żyć w ludzkim świecie, tym
bardziej że pozostały tylko trzy wróżki zimowe, w tym jedna
będąca u schyłku życia. Myśl o dobrym, poczciwym Jamisonie
sprawiła, że kąciki ust Laurel na moment nieznacznie się uniosły.
Przynajmniej jej dziecko będzie w dobrych rękach. Ale ta myśl
wcale nie pomagała. Wstała od stołu jako pierwsza, a jej ukochany,
dalej siedzący na krześle, znużonym spojrzeniem śledził jej
ruchy. Odłożyła list na stół i podeszła do córki. Dziewczynka
widząc podchodzącą do niej matkę odłożyła na moment zabawkę i
spojrzała na nią swoimi niewinnymi, błękitnymi oczami, które
wyrażały głębokie zaufanie i miłość. Jest taka cudowna,
pomyślała Laurel i bardzo mocno, wręcz rozpaczliwie, objęła
dziewczynkę. Ta nie wiedziała czemu w tym geście, który zawsze
sprawiał, że czuła się bezpieczniej, nagle pojawiło się coś
negatywnego. Wystraszyła się i rozpłakała. A wtedy emocje, które
Laurel w przeciwieństwie do męża wstrzymywała na wodzy, puściły
i również wybuchła płaczem. Więc płakała cała ta maleńka,
niezwykła rodzina.
Nie pogodzili się z oddaniem
córki, ale nie mieli też wyboru. Musieli się tam udać. I to
zrobili. Nie musieli prosić o pomoc w szukaniu najbliższego
portalu. Tamani, jako były wartownik królestwa doskonale,
orientował się, gdzie go znajdą. W północnej części Irlandii,
należącej do Wielkiej Brytanii, znajdował się jeden z nich.
Wybrali się więc w swoją ostatnią, wspólną podróż. Nie była
ona wcale aż tak straszna, jak myśleli. Chociaż przez większość
czasu oboje milczeli, a Lilian spała, czuli jak łącząca ich
niezwykła więź kochającej się rodziny unosi się we wnętrzu
samochodu, prowadzonym przez Laurel. Dojechali do celu po kilkunastu
godzinach. Tamani wychodząc z samochodu wziął córkę na barana i
razem z kochaną kobietą poszli na spotkanie z przeznaczeniem.
Strażnicy bramy najprawdopodobniej spodziewali się ich, gdyż nie
musieli ich wołać, ani szukać. Tamani ze smutkiem zauważył, że
wśród kilkuosobowej grupy strażników, nie ma żadnej znajomej
twarzy. To oznacza, że te paręnaście lat temu zginęli oni wszyscy
w bitwie. Wbrew jemu samemu przed oczami pojawiła mu się znana
twarz Shara. Przerażona mina przyjaciela, w momencie kiedy ginął z
rąk szalonej Klei została zepchnięta do głębokich czeluści jego
umysłu. Teraz ten obraz został odsłonięty. Ciężar tkwiący w
jego sercu powiększył się. Strażnicy otworzyli im przepiękną,
magiczną bramę, prowadzącą do królestwa wróżek, które nie
wyglądało tak samo, jak przy ich ostatnim pobycie. I to sprawiło,
że odczuli ulgę. Wszystkie zniszczenia spowodowane tamtą
straszliwą katastrofą zostały naprawione, a te budynki, których
nie dało się naprawić zastąpionoinnymi. Ziemia znowu porośnięta
była zielenią, wszędzie rosły drzewa i kolorowe rośliny. Nie
było trupów, rozlanej krwi i masakry, na jaką patrzyli po raz
ostatni będąc w Królestwie Avalonu. Było tak jak kiedyś.
Brakowało tylko tych bliskich im osób i przyjaciół, których
pochłonął wtedy mrok i szalona nienawiść pełnej żądzy zemsty,
skrzywdzonej wróżki Klei. Tamani wzdrygnął się na myśl o tamtej
kobiecie, która wyrządziła tak wiele złego. Po wejściu przez
bramę, nie musieli długo czekać na posłanników z pałacu
zimowego. Już na nich czekali. Nie odzywając się, pięknymi
marmurkowymi ścieżkami prowadzili ich do centrum królestwa. Idąc
z własnymi myślami, na spotkanie z władcami Avalonu, zapomnieli na
moment o swojej sprawie i przenieśli się w przeszłość. Ale dużo
dalszą przeszłość, niż piekło, które się tu wydarzyło.
Laurel znowu była uczennicą akademika,w którym jej stary, poczciwy
nauczyciel przekazywał jej tajniki alchemii. Na nowo była
młodziutką nastolatką, która potajemnie spotykała się ze swoim
prawdziwym ukochanym, który wtedy wydawał jej się tylko
przyjacielem. Tamani dalej był pełnym szaleństwa wartownikiem,
gotowym oddać życie za swoją podopieczną, a zarazem ukochaną
dziewczynę. Na nowo przeżywali pierwsze kłótnie, pocałunki i
wyznania. Laurel znowu targały sprzeczności, gdyż ciągle nie
potrafiła porzucić swojego ziemskiego chłopaka i pozostać z tym
jedynym. Tamani dalej czuł ogromną zazdrość wobec Dawida i
pragnął rywalizować z ziemskim licealistą pod każdym względem.
Wspomnienie tamtych burzliwych, pełnych namiętności i dziwaczności
czasów, w których poznawali siebie na nowo, sprawiło im ogromną
ulgę. Mimo powagi sytuacji, w której obecnie byli wybuchnęli
śmiechem. Śmiechem, w którym można doszukać się ukłucia
zawodu, żalu i sentymentu. To było oczyszczające.
Wkrótce doszli do pałacu wróżek
zimowych, który dalej wyglądał oszałamiająco pięknie i
przepełniony był magią. Poprowadzeni przez wróżki wiosenne,
pełniące tu służbę doszli do komnaty audiencyjnej. Czekały na
nich dwie, a raczej dwoje: Jason i Jaśmina. Cieszyło ich to, gdyż
nie bardzo mieli ochotę na rozmowę z obecną królową Avalonu.
Odbyły się więc nieformalne przywitania i uściski, oraz krótka
rozmowa, o tym co działo się u nich, a co w Królestwie. Fakt, że
nie było z nimi królowej był naprawdę pokrzepiający. Inaczej ta
rozmowa nie miałaby tak swobodnej i przyjacielskiej atmosfery.
Niestety wkrótce, kiedy zostało już powiedziane wszystko, co miało
być powiedziane, nastało krępujące milczenie, którego obie
strony doskonale się spodziewały. Ale nie trwało ono długo.
Laurel sama zaprowadziła córkę do starego przyjaciela. Tamani
szedł koło niej.
-Oddajemy wam ją.- powiedziała,
patrząc w jasne oczy Jasona, w których jedno zasłonięte było
mgłą. Następnie przyklękła przy malutkiej dziewczynce, która
dopiero zaczynała poznawać świat i przytuliła ją mocno. Ojciec
dziewczynki dołączył się do uścisku. A tym razem nie był to
rozpaczliwy gest mówiący o słabości któregoś z rodziców i
próbie zatrzymania dziecka przy sobie . Był to uścisk pełen
miłości i oddania, który wcale nie znaczył: "żegnaj",
a raczej "do zobaczenia, córeczko". Wiedzieli, że to
słuszne od dawna, ale nie byli z tym pogodzeni. Aż do teraz. Bo
spacer po ścieżkach Avalonu, ich krainy, pomógł im uporać się
z cieniami przeszłości i widzieć nadzieję w przyszłości.
Zrozumieli, że nie tylko pozostawienie córki wywoływało w nich
taką rozpacz. Było tym także fakt, że obawiali się powrotu
tutaj. Nie chcieli wracać do tego miejsca, a wraz z pozostawieniem
Lilian w pałacu zimowym powroty tu będą nieodłączna częścią
ich życia. Jednak teraz Avalon nie kojarzył im się już tylko z
tym, co tu ostatnio przeżyli. Było to miejsce dla magicznych istot,
chcących prowadzić swoje życie bezpiecznie i ciekawie. Wspaniała
kraina, taka jak ludzka. Ich córka pomoże utrzymać tę krainę
bezpieczną i przyjazną, rozkwitającą. Laurel nie wiedziała, skąd
to przeczucie, ale widziała w niej przyszłą królową. Chociaż
nie chciała, zluźniła uścisk rozespanej dziewczynki, która
zdawała się rozumieć swoje przeznaczenie. Poczuła jak sucha i
zmarszczona dłoń Jasona dotyka jej ramienia. Uśmiechnęła się do
niego. Wkrótce i Tamani zostawił Lilian oraz podszedł do niej.
Wszyscy będący w komnacie czuli w swych sercach spokój. Zostali w
Avalonie jeszcze jakiś czas, odwiedzając znajome im miejsca i
przygotowując się mentalnie na codzienność bez ich ukochanego
maleństwa. Chociaż nie było to łatwo, przestali odczuwać żal.
Na nowo zaczynali kolejny etap wspólnej podróży.
Ilustracja użyczona od: http://www.deviantart.com/art/Laurel-and-Tamani-176189446
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz